ďťż
Polecany Artykul: Plaga szpitalnych zbiegów
ďťż
Start
takie tam...
 
Witaj
Cyrulik poleca Ci artykuł z serwisu zyciewarszawy.pl:
[url]http://www.zw.com.pl/artykul/382129.html[/url]
Plaga szpitalnych zbiegów
Ewa Zwierzchowska
Leżą na oddziałach najlepszych klinik, dostają leki, korzystają z drogich
badań i...
nie płacą za to ani grosza. Nieubezpieczeni. Z roku na rok stołeczne
szpitale tracą
na nich coraz więcej.
Nie mają dokumentów, ubezpieczenia ani pieniędzy. Jednak gdy trafią do
szpitala w
stanie zagrożenia życia, lekarze udzielą im pomocy.
Do kliniki przy pl. Starynkiewicza trafia rodząca Rumunka. Nie ma przy sobie
dokumentów.
Lekarze przyjmują poród, pacjentka zostaje skierowana na oddział położniczy.
Za kilka
godzin jednak z niego znika i nigdy więcej się nie pojawia. Noworodek
zostaje w szpitalu.
Do szpitala im. prof. Orłowskiego karetka przywozi Ukrainkę w ciężkim
stanie. Kobieta
wymaga pilnej operacji chirurgicznej. Leczenie trwa tygodniami. W tym czasie
jest
na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej, dostaje drogie antybiotyki. Kwota
za leczenie
jest niebagatelna - 200 tys. zł. Ukrainka twierdzi jednak, że nie zapłaci,
bo nie
ma pieniędzy. Dostaje wypis ze szpitala.
W izbie przyjęć Szpitala Praskiego ląduje pobity Bułgar ze złamaniem kości.
Przechodzi
kilka skomplikowanych operacji. Gdy dochodzi do zdrowia, nagle znika z
oddziału.
Te historie łączy jedno: niezapłacone rachunki za leczenie. Żaden z
pacjentów, mimo
że otrzymał pomoc medyczną, nie wydał ani złotówki za pobyt w szpitalu.
Teraz dyrektorzy
placówek głowią się, jak odzyskać pieniądze. Interwencje w ambasadach nie
pomagają.
W wakacje problem się nasila, bo zza wschodniej granicy przyjeżdżają
robotnicy do
prac sezonowych. W podwarszawskich miejscowościach zrywają wiśnie, porzeczki
czy
maliny. Niektórzy zatrudniają się do remontów domów, działkowych altanek czy
sprzątania
ogrodów. Najczęściej pracują nielegalnie, nie mają więc ubezpieczenia
zdrowotnego.
Nikt jednak nie prowadzi statystyk dotyczących skali zjawiska. Według
dyrektorów
warszawskich lecznic, sprawa jest poważna, a nawet dramatyczna. Nakłady
poniesione
na leczenie nieubezpieczonych często są wpisywane w koszty własne szpitali.
To jeszcze
pogłębia ich zadłużenie. Pola manewru jednak brak, bo placówki mają
obowiązek udzielania
pomocy każdemu w nagłym przypadku.
Uciekają na potęgę
Najwięcej na leczeniu nieubezpieczonych w stolicy traci Szpital Praski - w
2008 r.
było to prawie 1,5 mln zł, w 2007 r. ponad 800 tys. zł. A sytuacja lecznicy
jest
i tak tragiczna (ponad 60 mln zł długu). - Karetki przywożą nam bezdomnych z
dworców,
ogródków działkowych czy śmietników. Inne szpitale odmawiają ich przyjęcia -
komentuje
Agnieszka Jóźko z Praskiego. - Mamy też wielki problem z nieubezpieczonymi
cudzoziemcami:
Wietnamczykami, Ukraińcami czy Bułgarami, którzy nie płacą za siebie -
dodaje. Tylko
od stycznia do maja 2009 r. szpital stracił 600 tys. zł.
Nie lepiej jest w szpitalu klinicznym przy ul. Lindleya, który leczy
cudzoziemców
nielegalnie pracujących w stolicy. - Trafiają do nas przy okazji porodu czy
pobicia.
Po wyleczeniu wręczamy fakturę, ale rzadko odzyskujemy pieniądze - przyznaje
Katarzyna
Maroń z lecznicy. Czasem rachunki opiewają nawet na kwoty 150 - 200 tys. zł.
Niektórzy
cudzoziemcy uciekają ze szpitala, gdy tylko im się polepszy, albo podają
fałszywe
dane. Często tym samym paszportem legitymuje się kilka osób. Kobiety znikają
wkrótce
po porodzie. Rocznie szpital traci na nieubezpieczonych cudzoziemcach
kilkaset tysięcy
złotych.
Wojskowy Instytut Medyczny przy ul. Szaserów wyliczył, że nieubezpieczeni
pacjenci
obcokrajowcy kosztują go 200 tys. zł rocznie. W 2008 r. leczyło się 30
takich osób.
Do tej pory nikt za nich nie zapłacił. - Pacjenci są przywożeni w stanach
zagrożenia
życia, w szoku. Udzielamy pomocy, a dopiero potem zastanawiamy się, kto
ureguluje
rachunek - tłumaczy płk Wojciech Lubiński, rzecznik instytutu.
Ponad 200 tys. zł usiłuje odzyskać szpital kliniczny przy ul. Karowej - 138
tys.
zł za 2008 r. oraz prawie 80 tys. zł za 2009 r.
- Rocznie przyjmujemy do kilkunastu cudzoziemek, głównie na poród z
komplikacjami
- tłumaczy Alina Kuźmina, rzeczniczka kliniki. Najdroższe jest leczenie
wcześniaków.
Na leczeniu nieubezpieczonych cudzoziemców tracą także inne szpitale, np.
urazowy
przy ul. Barskiej (500 tys. zł rocznie) czy kliniczny im. prof. Orłowskiego
przy
ul. Czerniakowskiej (150 - 300 tys. zł co roku).
Bezdomni: mniej problemowi
Placówki radzą sobie za to coraz lepiej z odzyskiwaniem należności za
bezdomnych.
Ale tylko wtedy, gdy taki pacjent ma dowód osobisty. Wtedy szpital zwraca
się do
wójtów lub burmistrzów o wydanie decyzji potwierdzającej prawo do świadczeń
zdrowotnych.
Jeśli jest pozytywna, lecznica dostaje pieniądze. Tylko w ciągu dziewięciu
miesięcy
- od początku roku do września 2008 r. na Mazowszu Ministerstwo Zdrowia
wydało na
ten cel 5,5 mln zł.
W szpitalu przy ul. Lindleya udaje się uzyskać zwrot za leczenie bezdomnych
w 95
proc. - Kilkakrotnie przećwiczyliśmy już ścieżkę odzyskiwania należności.
Nie mamy
większych problemów - przyznaje Katarzyna Maroń.
W Szpitalu Praskim sprawy ciągną się niekiedy latami. - Mamy osoby z
drugiego końca
Polski, co opóźnia odzyskiwanie pieniędzy - mówi Paweł Obermeyer, dyrektor
lecznicy.
Gorzej z tymi, których tożsamości nie można ustalić. Wtedy praktycznie nie
ma szans
na zwrot przez resort zdrowia kosztów udzielonej pomocy.
Pomysły dyrektorów
Szefowie lecznic nie chcą już dłużej stać z założonymi rękami i liczyć
długi. Szukają
wyjścia, przewidując pogorszenie sytuacji.
- Problem się jeszcze pogłębi, gdy szpitale staną się spółkami. Żadna
placówka nie
będzie chciała wtedy leczyć nieubezpieczonych, bo przynosi to straty -
tłumaczy Paweł
Obermeyer.
- Dlatego wyjściem byłby np. program miejski, z którego można rozliczać
świadczenia
udzielone takim osobom - mówi.
Wojciech Lubiński z WIM uważa, że potrzebne są zmiany systemowe. - W
odzyskiwanie
należności za cudzoziemców trzeba włączyć Ministerstwo Spraw Zagranicznych i
resort
zdrowia - proponuje.
Z kolei Jan Czeczot, szef szpitala im. prof. Orłowskiego przy ul.
Czerniakowskiej,
twierdzi, że wyjściem byłoby pobieranie tzw. przedpłat. - Na trzy dni przed
wypisem
nieubezpieczony pacjent musiałby uiścić pewną opłatę, która dawałaby
gwarancję, że
nie zniknie bez wieści - mówi.
Teoretycznie cudzoziemiec, który przybywa do Polski np. zza wschodniej
granicy, może
już u nas wykupić polisę ubezpieczeniową zdrowotną, gwarantującą pomoc w
nagłych
wypadkach. W praktyce niewiele osób polisę wykupuje. W PZU składka dla
40-latka to
24 zł miesięcznie (kwota leczenia do 30 tys. euro).
ciekawe tylko jak z tym problemem radzą sobie inni, ot choćby Niemcy
Francuzi, anglicy, czy bliżej nas Czesi, Węgrzy?
Cyrulik

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy:



Za to nadrabiają tym (cytat z jednego z forów sprzed 3 dni):

Witam, wjeżdżam na parking w szpitalu wojewódzkim w mieście dajmy na to "n",
stoi cieć i zbiera po 2 złote od auta wjeżdżającego na parking, zapłaciłem 2
zł i nie dostałem potwierdzenia... Dzień później znów podjeżdżam i to samo -
upominam się o paragonik, cieć daje mi paragonik z drugiej ręki, gdzie
trzymał jeszcze ze 3-4 gotowce wydrukowane 2h wcześniej jak doczytałem. W
oczekiwaniu na żonę zbliżyłem się z fajeczką do pana ciecia i obserwuję - co
10-15 samochód dostaje paragon na żądanie, w momencie braku paragoników cieć
idzie do budki i dodrukowywuje kilka sztuk. W ciągu godziny bez paragonu
wiechało na parking 80 samochodów, w ciągu całej doby będzie ich z 800 jak
nie więcej, wszak to szpital wojewódzki :). No to liczymy - 800 samochodów
na dobę po 2 zł, mamy w tych 2 zł 22% vatu czyli ok. 36 gr - wynik: 288 zł
za sam podatek vat za dzień. Mnożymy razy... hmm 300 (odjąłem święta, część
weekendów itp): 288 x 300 = 86400 na rok to minimum i to z samego vatu
wyłącznie z parkingu...
Pytam się - taka kwota wyłącznie z jednego szpitala w jakiś sposób uratuje
budżet swą kroplą w morzu, komuś innemu nabije kieszeń, a innemu, który wie
o całej sprawie także.
Polak potrafi, co?

[color=blue]
> upominam się o paragonik, cieć daje mi paragonik z drugiej ręki, gdzie
> trzymał jeszcze ze 3-4 gotowce wydrukowane 2h wcześniej jak doczytałem. W
> oczekiwaniu na żonę zbliżyłem się z fajeczką do pana ciecia i obserwuję
> - co
> 10-15 samochód dostaje paragon na żądanie, w momencie braku paragoników
> cieć
> idzie do budki i dodrukowywuje kilka sztuk. W ciągu godziny bez paragonu
> wiechało na parking 80 samochodów, w ciągu całej doby będzie ich z 800 jak
> nie więcej, wszak to szpital wojewódzki :).[/color]

Pytanie gdzie trafiaja te pieniadze... i ten "VAT",

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl
  •  
     
    Linki
     
     
       
    Copyright Š 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates